historia Sławka
bez pamięci
Urodziłem się... nie jest to nadzwyczaj oryginalne, i niewielki miałem na to wpływ, ale od czegoś trzeba było zacząć ;-).
Dla fanów statystyk - było to 5. listopada 1977r. w Zielonej Górze. Jest to moje rodzinne miasto, gdzie spędziłem większość czasu do momentu rozpoczęcia studiów. Przez pewien okres mieszkałem z rodzicami we Władysławowie - muszę im wierzyć na słowo, bo nic z tego nie pamiętam ;-) Ale jest dowód pośredni- zostałem tam ochrzczony.
coś zaczynam kojarzyć
I potem było już dość stabilnie i tradycyjnie. W Zielonej Górze ukończyłem Szkolę Podstawową nr 1 i Liceum Ogólnokształcące o tym samym numerze (takie wybrałem, żeby był łatwiejszy życiorys ;-) ).
Szkołę Podstawową wspominam dość miło, szczególnie klasy początkowe, gdzie spotkałem jednego z najlepszych pedagogów na mojej drodze- panią Wiesławę Mikłuszkę, wspaniałą wychowawczynię.
"Załapałem" się w mojej świadomości na schyłek komunizmu w Polsce - pamiętam więc kartki, kolejki po papier toaletowy i inne produkty, a także imię mojej szkoły - Feliksa Dzierżyńskiego. Gdy kończyłem podstawówkę komunizmu w Polsce już nie było, a szkoła została bezimienna (dawnego patrona zniesiono, nowego nie wybrano).
Będąc uczniem Szkoły Podstawowej, jednej z początkowych klas, zetknąłem się z turystyką- najpierw pieszą (nizinną), potem górską, i wreszcie Imprezami na Orientację. No i wpadłem w tę turystykę bez reszty - ale o tym szerzej już w dziale hobby.
średnio
Liceum Ogólnokształcące nr 1 im. Dembowskiego. Wybrałem klasę o profilu biologiczno- chemicznym. Chemia - bo dzięki pierwszej nauczycielce od chemii polubiłem ją (startowałem nawet w olimpiadzie), a biologia- to chyba od tego łażenia po lasach.
Całkiem fajna to była szkoła, i w większości nauczyciele solidnie uczyli, czyli byli dobrzy (wiedza+ umiejętność jej przekazania). Wielu z nich na zawsze będę ciepło wspominał, ale nikogo nie wymienię, bo jeszcze o kimś zapomnę, i niewymieniony poczuje się dotknięty... :-). Powiem tylko, że za nasze wychowanie wzięła się prawdziwa wychowawczyni, a przy okazji biolog- Pani Lucyna Szlęzak.
W Liceum zacząłem się poważniej zajmować muzyką- moim przewodnim instrumentem stała się trąbka, z którą przez kilka lat spędziłem wiele godzin. I znów odsyłam do działu hobby ;-).
Koniec Liceum- i oczywiście matura. stres był dość porządny, ale minimalizowało go niezłe przygotowanie. Nieco zaskoczony byłem jej wynikami, np. z biologii (pisemna - 4 (tylko), ustna 6 (aż)). Ale najważniejszy był efekt końcowy - wszystko pozytywnie, średnio całkiem dobrze :-).
i nieco wyżej
No i studia... na Akademii Medycznej mnie nie chcieli, przez rok więc studiowałem ochronę środowiska na WSP w Zielonej Górze. Ze względów naukowych i osobistych przeniosłem się do Lublina.
Czemu (aż) tu pyta wielu? Powód ma na imię Magda, i jest teraz moją żoną :-)))
W Lublinie rozpocząłem na Akademii Rolniczej studia na kierunku ochrona środowiska, a rok później na Uniwersytecie (Marii Curie- Skłodowskiej)- biologię. Oba kierunki studiowałem równolegle, w trybie dziennym, i udało mi się oba ukończyć :-).
W Lublinie nie wyzbyłem się mojego turystycznego hobby. W 2001 roku byłem pomysłodawcą założenie Klubu grupującego miłośników Imprez na Orientację - i tak powstał Inochodziec, któremu prezesowałem w latach 2001-2007, a obecnie jestem wiceprezesem. Nawiązałem ścisłą współpracę z lubelskim PTTK, głównie Oddziałem Miejskim. Zaowocowało to kilkoma rzeczami: o Klubie już wspomniałem, zorganizowałem i poprowadziłem kilka wakacyjnych obozów wędrownych, włączyłem się w prace znakarskie przy odnawianiu szlaków na terenie województwa, i zacząłem komercyjnie pilotować wycieczki (w międzyczasie zdobywając licencję pilota).
Skończyłem studia i zapuszczam pomału korzenie w Lublinie. Pracuję (p. część zawodowa), mam hobby, działam społecznie, no i po prostu żyję :-).
Poprawiony (wtorek, 27 sierpnia 2013 08:51)